"Ostatni mazur" Andrew Tarnowski

Ta książka ma dwie warstwy bardzo mocno ze sobą splecione.
Jedna warstwa to osobista historia Brytyjczyka polskiego pochodzenia (nie Polaka od dzieciństwa mieszkającego w W. Brytanii!), który poszukuje swoich korzeni. Z opowieści ojca, ciotki, pamiętników innych arystokratów składa historię rodziny, która z bardzo zamożnej, rozlegle skoligaconej, utrzymującej bliskie stosunki zarówno między sobą, jak i z wieloma arystokratycznymi rodzinami w Europie i nie tylko, stała się raczej uboga i rozproszona. Pomimo arystokratycznego pochodzenia, od początku XX wieku to rodzina mozolnie budująca swój majątek. Autor opisuje polowania i zabawy, ale także pracę, szczególnie, kobiet w jego rodzie, które miały silnie wpojone poczucie obowiązku zajmowania się podległymi chłopami, służbą i ubogimi w ogóle. Jest w tych opowieściach nostalgia za czasami, które odeszły, choć miały też swoje cienie.
W tej części opisującej cienie, historia jest raczej smutna – zaaranżowane tułaczką wojenną małżeństwo rodziców autora nie jest w stanie przetrwać trudnych czasów i warunków. Ojciec raptus bijący żonę, długie rozłąki małżonków, a w końcu rozstanie by każde mogło iść własną drogą. Matka wychodzi zamąż za Szkota, który staje się ojcem dla jej syna (autora) a ona matką dla jego synów. Polski ojciec autora tuła się po Wielkiej Brytanii i w końcu znajduje kobietę, która może z nim wytrzymać i zakłada nową rodzinę, w której autor nie uczestniczy w ogóle. Ojciec z nową rodziną przenosi się do komunistycznej Polski. Sam autor jest wychowywany na Brytyjczyka z wyboru matki, więc wielu polskich tradycji nie poznaje, a polskiego uczy się właściwie dopiero będąc na placówce w Polsce w latach 80-tych jako dziennikarz Reuters’a. Dzieciństwo wojenne autora, jak i wielu z jego pokolenia to czas tułaczki i biedy.
Gdy w końcu jako dorosły człowiek autor nawiązuje kontakt z ojcem, jest to relacja trudna właściwie zawsze kończąca się awanturą. Rodzina odzyskuje zrujnowany pałac w Dzikowie i zaczyna się kolejny rozdział odbudowy w jego dziejach. Udaje się także zoragnizować spotaknie całej rodziny, ale jak to w rodzinie, niestety nie obywa się bez zgrzytów, niesnasek i braku chęci do współpracy. Wszystko to razem tworzy niepiękny obrazek.
Druga warstwa to ta którą dzieliło wielu z pokolenia rodziców autora, których młodość przypadła na czas dwudziestolecia międzywojennego i drugiej wojny światowej. Opis budowania życia po odzyskaniu wolności przez Polskę w 1918 i udziału w tym procesie arystokracji, a jednocześnie podążanie za nowoczesną Europą. W międzyczasie wojna z bolszewikami w 1920 roku. Do tego trzymanie się tradycyjnej relacji pan-chłop, gdzie ten drugi za nogi łapie i w ręke całuje, a ten pierwszy jest tym, który opiekuje się. Pokazane jest życie w dobrobycie, choć dla dzieci było to życie bez rodziców, nieudane małżeństwa, romanse i skandale, a przede wszystkim poczucie obowiązku. Choć przez pierwsze 50 stron książki na myśl przychodzi Mniszkówna, to jednak im dalej tym lepiej, bo autor jednak zawiera krytyczną ocenę niektórych zachowań.
W tej części książki pokazana jest także tułaczka jaką odbyło kilkadziesiąt tysięcy Polaków z armią Andersa i bez niej także. Droga przez Rumunię, Jugosławię, Izrael, Egipt by w końcu wylądować spowrotem w Europie. Istna wędrówka ludów, choć trudna dla nas do wyobrażenia, bo bez możliwości skontaktowania się z najbliższymi, z których część wojny nie przeżyła. Autor opisuje także, jak wiele dórb zostało zniszczonych i bezpowrotnie straconych.
Generalnie jest to książka dla osób, które nie znają tej części historii drugiej wojny światowej, a które chciałyby tą wiedzę poszerzyć i połączyć to z w miarę przyjemną lekturą.
Jest to jedna z tych książek, które są na granicy pomiędzy „warto przeczytać” a „stratą czasu”.
Etykiety: Przegadane ksiazki, Rekomendowane, Strata czasu