O książkach gadanie

Ten blog nie będzię już aktualizowany. Nowsze wpisy możecie znaleźć na blogu "wielokropek" http://wielokropek.blogspot.com/

niedziela, 22 marca 2009

"Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej" Michał Witkowski


No i pokolejnym spotkaniu. Trochę czasu już minęło, ale i tak piszę to podsumowanie. Książka podobała nam się, bo jest o Polsce i Polakach. Do tego napisana jest polszczyzną której nie nauczysz się na lekcjach polskiego (żyjąc poza granicami jest to łatwiejsze do zrozumienia, bo lokalnego języka także nigdy tak nie poznamy). Zainteresowanie wzbudził także autor, bo ma spojrzenie naszego pokolenia, a nie pokolenia naszych rodziców. Generalnie książka uznana została za wartą przeczytania...

A teraz słów kilka o książce.

Najnowsza książka Michała Witkowskiego to opowieści trzecioligowego cwaniaka śląskiego, który nabywszy komputer jako spłatę długu rozpoczyna swoje wpominki. Opisuje swoje w większości nieudane biznesy z lat 80-tych i 90-tych, kiedy to tworzyła się część dzisiejszych fortun ludzi wówczas już mających dostęp do informacji, a przede wszystkim energicznie wykorzystujących okazje do zarobku nadarzające się w trakcie szybkich zmian ekonomicznych i społecznych.

Język wykorzystany do tych wspominków to mieszanka języka żuli i cwaniaków z barwnym językiem śląskim. Daje to posmaczek lokalny, ale i poczucie swojskości, bo i gramatyka niezbyt doskonała. Wszystko razem daje wartkość i łatwość czytania.

Choć książka to wspomnienia głównego bohatera to jednak nie jest to jedna osoba a kompilacja dziejów polskich badylarzy, cinkciarzy, lichwiarzy i wczesnych biznesmenów oraz ludzi po prostu próbujących szczęścia w nowej rzeczywistości. Dlatego też nie jest on zbyt skomplikowany, bo nie o to przecież chodzi, choć niewątpliwie myśli na tyle by przyjrzeć się i zastanowić nad szybkimi zmianami wokół. I o tym jest ta książka – spojrzeniem na niedawną historię Polski bez zacietrzewienia, bez politykowania. Jest więc przywołana znana historia zaskakująco szybkiego powstania sieci kantorów. Jest także historia powstawania takich organizacji jak Amway czy Zepter bazujących na „pozytywnej manipulacji”, „personalnym zaangażowaniu” i nowomowie wzorowanej na anglojęzycznych zwrotach. Jest także wspomnienie o pierwszych siłowniach bez szafek i pryszniców gdzie ćwiczyli do upadłego „ochroniarze”. Witkowski wspomina także o duraleksach, Relax’ach, zegarkach elektronicznych z kalkulatorkiem, aż się łezka w oku kręci.

Te wszystkie wspominki są właściwie nie tyle o zmianach ekonomicznych co o wartościach i przetasowaniu ich, czyli że pieniądz rządzi światem a tak być nie powinno. Witkowski przedstawia bohatera kontemplującego swoje dolary, swoje sztabki złota z przyjemnością wręcz perwersyjną. Bohater w końcu dochodzi do wniosku, że pieniądze to nie wszystko oraz że pieniądz robi pieniądz jedynie gdy jest w obiegu i zaczyna mieć wyrzuty sumienia. Jest to zgrabne wejście dla wątku wiary, silnej wiary (symbiliczne mohery też się przewinęły) i odkupienia w formie pielgrzymki do Lichenia, bo przecież zdobywanie pieniędzy nie jest sprawą czystą.

Jest także historia rodzinna o trzech ciotkach, których młodość przypadła na lata wojny i czasów ciężkiej komuny, a które nie potrafiły dostosować się do nowych warunków. Jest to nierozliczona historia, która kończy książkę w formie załamania się tego myślącego cwaniaka, którym zaopiekuje się prostszy od niego pomocnik – alter ego bohatera.

Na koniec słów kilka o autorze.
Młody, trzydziestoparoletni pisarz z Wrocławia mieszkający w Warszawie. Ukończył polonistykę i zarzuciwszy rozpoczętą pracę naukową nastawił się na pisanie i od 2001 regularnie publikuje. A oto oficjalna strona pisarza.

Podsumowując spotkanie internetowe było udane, a książka warta przeczytania.

Etykiety: ,

niedziela, 15 marca 2009

"Loving Frank" Nancy Horan


Sięgnęłam po tą książkę z polecenia moich lokalnych bibliotekarzy, których nigdy, ale to nigdy nie należy pytać o polecenie ciekawej książki, bo jak otworzą usta to ... nic tylko nagrywać, bo zaraz litanie tytułów podadzą.

No więc zaczęłam czytać tą opartą na faktach powieść o Marth'cie "Mamah" Cheney z domu Borthwick - intelektualnym partnerze i kobiecie życia Franka Lloyda Wrighta . Tak, tego nazwiska wielbiciele słynnego architekta właściwie nie znają, bo i skąd skoro po skandalu obyczajowym początku XX wieku nie mówiło się o niej, a i jej tragiczny los nie sprzyjał temu. Towarzystwo FLW w dalszym ciągu z niechęcią wspomina tą kobietę pomimo iż tyle czasu upłynęło i tak wiele (a może raczej niewiele?!) zmieniło się w stosunkach społecznych.

Ale od początku... Mamah Borthwick była kobietą niezależną, wychowaną przez swoją najstarszą siostrę, która przejęła rolę matki nie tylko dla niej, ale także dla średniej siostry. Dzięki temu poświęceniu Mamah zdobyła wykształcenie bardzo wykraczające ponad przeciętną nie tylko wówczas, ale i obecnie nie miałaby się czego powstydzić. Władała sześcioma językami i była tłumaczką literatury kobiecej i feministycznej. Będąc samodzielna i niezależna nie chciała utracić radości życia rodzinnego. Po spotkaniu wielu apsztyfikantów, którzy okazywali się mało interesujący intelektualnie, spotyka Edwina Cheney'a inżyniera elektryka otwartego na nowoczesność. Pobierają się i mają dwoje dzieci, ale jednak ich życie małżeńskie nie jest udane, bo Mamah ciągle szuka... stymulacji intelektualnej.

W 1910 Edwin i Mamah zlecają młodemu, nowoczesnemu i modnemu architektowi przebudowę swojego domu. Kim był architekt wymieniać nie trzeba. Fakt, faktem - ognisty romans się zaczął i trwał przez całą przebudowę domu. Sąsiedzi wkrótce się o nim dowiedzieli dzięki przypadkowemu podglądaniu miłosnych igraszek tych dwojga przez nastoletnią córkę sąsiadów (warto przytoczyć tutaj ciekawostkę ze spotkania z autorką, że owe feralne okno zostało natychmiast zabite deskami i pozostawało w takim stanie przez następne 80 lat!). Nadchodzi moment, gdy muszą podjąć decyzję - oboje odchodzą od swoich małżonków i pozostawiają dzieci (ona dwoje, on sześcioro). Zaczynają żyć najpierw osobno by wkrótce wyjechać razem (choć osobno) do Niemiec, gdzie zostają odkryci dzięki prasie bulwarowej. Po pobycie w Berlinie gdzie wydano publikację z projektami FLW wyjeżdżają do Włoch, gdzie we względnym spokoju żyją przez około rok. Odwiedzają też Japonię, gdzie już wóczas sławny i poważany architekt FLW tworzy swoje budowle i staje się importerem sztuki japońskiej, co pozwala mu na utrzymanie siebie i Mamah oraz żony i dzieci. Mamah w międzyczasie tłumaczy publikacje szwedzkiej ferministki, choć ze względu na wywołany skadal obyczajowy ma trudności z ich wydaniem w Stanach.

Po tych wojażach i rozwodzie Mamah, który otrzymuje w 1911, wracają do USA i osiadają w posiadłości Tielesin w Green Spring w Wisconsin. Tam FLW buduje dla nich dom , który ma stać się ich zaciszem i miejscem pracy dla obojga. Projekt zostaje zakończony i dzięki zbieractwu FLW wyposażony w autentyczne dzieła sztuki z różnych części świata. Niestety nie jest im dane cieszyć się tam wspólnym życiem - 15 sierpnia 1914 roku służący Julian Cartlon podpala dom i atakuje Mamah siekierą. W tej tragedii ginie ona i jej dwoje dzieci, a także czworo innych ludzi. Ta tragedia to koniec ważnego rozdziału w życiu FLW, który rzadko wspomina tą dzielną i w zgodzie ze sobą żyjącą kobietę w tamtych czasach.

Przytoczyłam całą historię, ale jestem pewna, że nie zabrałam przyjemności czytania. Nancy Horan opisała tą historię z punktu widzenia Mamah, czyli tej złej, bo rozbijającej rodzinę kobiety. Przedstawiła rozterki kobiety wykształconej i niezależnej intelektualnie, które od tamtych czasów nie wiele zmieniły się. Jej chęć kształcenia się okupiona jest koniecznością pracy i nauki jednocześnie. Jej chęć podążenia za naturalnym i społecznym (tutaj nie będę dyskutować o tym) dążeniem kobiet do założenia rodziny i posiadania dzieci. Jej walka o niezależność finansową, która nie istaniała dla kobiet na początku XX wieku a dla nas jest tak normalna, warta jest odnotowania. Wybrany cytat z Goethego "Każdy żyje tylko raz na tym świecie" ("One lives but once in the world") jest pięknym streszczeniem życia Mamah Borthwick Cheney.

Poza tą warstwą faktograficzną i psychologiczną, Nancy Horan opisuje także bohemę artystyczną i intelektualną Berlina tuż przed pierwszą wojną światową. Wprowadza takie postacie jak wiodąca przedstawicielka ekspresjonizmu niemieckiego
Else Lasker-Schuler, która w książce przyjaźni się z Mamah, choć prawdopodobnie jest to fikcja dodana przez autorkę. Wprowadza także postać, która odegrała ważną rolę w życiu głównej bohaterki, Ellen Key - szwedzka feministka, która swoim stwierdzeniem "Uzasadnione prawo do wolnej miłości nigdy nie może zostać zaakceptowane, jeśli istnieje dzięki poświęceniu miłości macierzyńskiej."odcisnęła mocne psychologiczne piętno nie tylko na Mamah, ale i na kobietach, a wszczególności na szwedzkim społeczeństwie, gdzie jej nadrzędne podejście do miłości macierzyńskiej i konieczności wspierania i ochrony matek jest widoczne w polityce społecznej do czasów obecnych.
Polecam tą książkę by poznać nie tylko Mamah, ale popatrzeć na Stany i Europę tamtych czasów, na sufrażystki i kobiety po prostu chcące być wolnymi intelektualnie.

P.S. Jeśli zainteresowani jesteście żonami FLW to podaję (choć nie czytałam) także link do innej książki na ten temat "
The Women" Valerie Ryan.

Etykiety: