O książkach gadanie

Ten blog nie będzię już aktualizowany. Nowsze wpisy możecie znaleźć na blogu "wielokropek" http://wielokropek.blogspot.com/

czwartek, 9 lipca 2009

"Ex Libris" Anne Fadiman


Po przeczytaniu kilku rekomendacji tej książki, postanowiłam siegnąc po nią i nie zawiodłam się, choc do najłatwiejszych lektur nie należy, ale po kolei...

Anne Fadiman pochodzi z rodziny bibliofilii, bookoholików (jakoś lepiej brzmi niż książkoholików) i kompulsywnych korektorów, a więc książkami otoczona była odkąd pamięta a i rodziców bez książki w ręku też nie pamięta. Nic dziwnego więc, że książki oraz pisanie stanowią element nieodłączny w jej życiu i z tego powodu są swego rodzaju kamieniami węgielnymi. Jak ważnymi można przeczytac w tych kilkunastu opowiadaniach, w których każdy bookoholik odnajdzie obraz siebie choc w pewnym niewielkim procencie.

Dlaczego każdy czytający może w tych opowiadaniach odnaleźc siebie? To proste - autorka opowiada o sprawach najprostszych, a więc ponadkulturowych:
1. pyta o możliwośc życia bez książek? „Books wrote our life story, and as they accumulated on our shelves (and on our windowsills, and underneath our sofa, and on top of our refrigerator), they became chapters in it themselves. How would it be otherwise?”
2. o tym jak prywatne kolekcje książek stają się częścią osobowości i łatwiejsze wydaje się połączenie ciał w małżeństwie niż połączenie bibliotek... bo jak podjąc decyzję, które z podwójnych egzemplarzy zostawic, a ktore wydac... nie dla mnie to pytanie!
3. o lekcjach jakie dają nam historie zawarte w książkach, np. o wyprawach zdobywców biegunów, którzy poświęcili życie dla sprawy...gdy tak wielu z nas poświęca swoje dla znacznie mniej ważnych.
4. o tym, że miłośc i szacunek do książek nie ma nic wspólnego z wykształceniem i jak sławni pisarze i mysliciele mocno byli związani ze swoimi księgozbiorami.
5. o książce jak nic przekazywanej z pokolenia na pokolenie, która staje się sposobem na poznanie życia poprzednich pokoleń w ogóle i samej właścicielki książki sprzed 3 pokoleń; i o możliwości ciągnięcia tej nici w przyszłe pokolenia.
6. o zmiennej wartości książki czytanej w różnych momentach życia.

7. o ile ciekawiej czyta się książkę o miejscu, które albo właśnie odwiedza się, albo gdzie mieszka lub mieszkało się; i tak dla przykladu czytanie Steinbecka w Monterey w Kalifornii to nie to samo co czytanie go na Cannery Road (częśc Monterey). Bardzo się z tym zgodzę, bo mając okazję odwiedzenia tego miejsca i zobaczenia starych fotograffi fabryk puszkowanych sardynek i ludzi tam wtedy pracujących a tuż obok pieknych wiktoriańskich domów, czytanie Steinbecka może stac się wielką frajdą. To samo przydarzyło mi się gdy czytałam kryminał rozgrywający się w Los Angeles i krótkie zdanie o przebrnięciu przez korek na autostradzie 405 w godzinach szczytu, odbieram znacznie mocniej niż gdybym sama w tym korku nie stała!
8. o narzekaniu rodziców o braku zainteresowania młodzieży książkami widoczne właściwie tylko w domach gdzie te książki choc są to tylko stoją na półce, a nie jak w domach gdzie tych narzekań nie ma, bo książki są na nocnym stoliku rodziców i domowa cisza nie oznacza rozdzielenia a wspólne spędzanie czasu na czytaniu.
9. o spędzaniu czasu na wspólnym oglądaniu telewizyjnych teleturniejów jak „Milionerów” czy „Va Banque” gdzie trzeba wykazac się wiedzą i szybkością.
10. o kompulsywnym korektorstwie nawet restauracyjnego menu, bo w końcu miłośc do poprawności jezykowej nie przestaje działa nawet gdy jesteś na wakacjach na Florydzie!
11. o fetyszach pisarzy, ktorzy dzięki nim rozładowują swoje frustracje i zawsze mogą winę zwalic na czynnik zewnętrzny lub chcąc byc skromnym jemu przypisac swoj sukces.
12. o czytaniu książek i nagłym przypływie apetytu kończącym się najazdem na lodówkę nawet po północy!

i jeszcze kilku innych tematach dobrze znanych czytającym w nadmiarze...

Trudnością w czytaniu tej książki w oryginale, przynajmniej dla mnie, były ilośc słówek, których jeszcze nie znałam, a były to takie wyrażenia, których wielu wykształconych Amerykanów nie zna. Do tego przeciętny czytelnik spoza Stanów nie jest tak dobrze zaznajomiony z literaturą amerykańską by używane przykłady czy odniesienia do poszczególnych tytułów miały silny wydźwięk.

Tym nie mniej jest to książka warta rekomendowania. Dzięki za wasze wpisy „z lektur prowincjonalnej nauczycielki” oraz „przeczytałam książkę”!

Etykiety:

Komentarze (7):

Blogger Anna pisze...

Cieszę się, że Ci się podobała!

9 lipca 2009 12:44  
Blogger Karolina.ja pisze...

Zachęciłaś mnie do tej książki. A przy okazji mam do ciebie małą prośbę - czy mogłabyś zwiększyć czcionkę na Twoim blogu, bo bardzo źle się czyta takie małe literki.

23 lipca 2009 09:12  
Anonymous zaulek ksiazki pisze...

Kiedys słyszałam albo czytałam o tej książce, bardzo chciałabym przeczytać. A twoja recenzja jeszcze ten apetyt wzmaga.

29 lipca 2009 01:14  
Blogger Chihiro pisze...

Bardzo mi sie ta ksiazka podobala! Przeczytalam ja w polskiej wersji jezykowej i pewnie nie bylam w stanie wylapac wszystkich smaczkow. Co do Monterey masz racje :) Ja wprawdzie calego Steinbecka przeczytalam w liceum, gdy nawet nie snilo mi sie, ze odwiedze jego miasto (a takze Salinas i oczywiscie Cannery Row - przy okazji mala poprawka: To Cannery Row, a nie Road), ale pamietalam rozne rzeczy tak dokladnie, ze zwiedzanie w tym roku okolic steinbeckowskich bylo wielka przyjemnoscia :)

3 sierpnia 2009 12:17  
Blogger Monie_pl pisze...

Karolina.ja, - wielkosc liter jest zabiegiem graficznym, by strona lepiej wygladala i dlatego trudno jest mi zdecydowac, zeby zwiekszyc te litery. Jest prosty sposob na to dla czytelnika - w prawym dolnym rogu mozna zwiekszyc ze 100% do ilu tylko zechcesz wielkosc strony i wtedy bedzie latwiej czytac... ale rozwaze, pomysle.

Zaulek ksiazki, jak przeczytasz to chetnie poznam twoje wrazenia na temat tej ksiazki.

Chihiro, oczywiscie powinno byc Cannery Row! Jak ci sie podobala Kalifornia w ogole?

4 sierpnia 2009 18:52  
Blogger Chihiro pisze...

Kalifornia bardzo mi sie podobala, to jeden z bardziej roznorodnych i pieknych stanow. Oferuje wlasciwie wszystko, od oceanu i urokliwych plaz (i tu tez od tych w polnocnym klimacie po tropikalne), przez lasy sekwojowe az po pustynie. Wspanialosci!

11 sierpnia 2009 11:59  
Blogger Lilithin pisze...

Polski tłumacz na końcu każdego eseju umieścił krótkie wyjaśnienia, aby rodzimy czytelnik wyłapał choć część tych smaczków ;)

11 września 2009 01:10  

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna