O książkach gadanie

Ten blog nie będzię już aktualizowany. Nowsze wpisy możecie znaleźć na blogu "wielokropek" http://wielokropek.blogspot.com/

sobota, 27 lutego 2010

"The Last Queen" C.W. Gortner

Kolejna książka o kobiecie, która u szczytu władzy miotana była wiatrami historii i polityką mężczyzn.

Joanna Kastilijska znana również jako Joanna Szalona lub Joanna Obłąkana to kobieta wyniesiona na tron z urodzenia. Zakochana w swojej ojczystej Hiszpanii i w swoim mężu, któremu zostaje oddana jako młoda dziewczyna. Rodzi mu kolejne dzieci zgodnie z obowiązkiem królowych, ale pomimo silnego podporządkowania nie kocha swojego męża, jak na samym początku małżeństwa. Zdradzana wielokrotnie fizycznie, emoconalnie i politycznie, cierpiała na depresję. Była ostatnią królową z hiszpańskiego rodu, która dała początek nowej linii Habsburgów.

Autor znalazł genialny życiorys i bohaterkę na książkę historyczną. Zmienne koleje losów w walce i utrzymanie tronu, wojny, zarazy, a w końcu szaleństwo osoby niezbyt silnej psychicznie bez żadnego oparcia, złożyły się na historię fascynującą i przerażającą jednocześnie. Gortner wykorzystał to co ułożyło życie, ale pomimo iż trudno sę oderwać od tej książki to jednak ma ona braki.

Przede wszystkim autor koncentruje się na samej historii i bardzo mocno okrawa osobowość bohaterki, choć historię opowiada jej ustami. Może to wynikać z małej ilości informacji z XV i XVI wieki, ale w końcu to powieść a nie biografia! NIe widać w książce drmatu zakochanej i zdradzanej kobiety odizolowanej od swoich ziomków. Do tego mało jest opisów miejsc co zadziwia, bo w ten sposób autor mógł dołożyć kolejną warstwę o ówczesnym życiu i różnicach w rozwoju cywilizacyjnym i ekonomicznycm pomiędzy północą i południem Europy.

Jednak pomimo tych braków, WARTO przeczytać tą książkę by więcej dowiedzieć się o tej kobiecie.

Etykiety:

poniedziałek, 22 lutego 2010

"Rewers" Andrzej Bart

Tą krótką książeczkę przeczytałam bardzo szybko. Nie podobała mi się zbytnio, bo po przednich książkach tego autora poprzeczka była bardzo wysoka. Jednak Bart zabezpieczył się podtytułem "nowela filmowa" i rzeczywiście jest to szkic napisany językiem scenariusza z rozwiniętymi didaskaliami, ale jednocześnie jest on pełen symboliki.

Fabułę pewnie znacie z filmu, ale i tak w dwóch zdaniach ją przytoczę. Sabina, główna bohaterka, jest młodą warszawianką mieszka z matką i babką w ocalałej kamienicy. Akcja rozgrywa się na dwóch poziomach w latach 50-tych i obecnie. Kiedy spotykamy Sabinę po raz pierwszy pracuje w wydawnictwie jako redaktorka od poezji, są te okropne lata 50-te. Ona i jej dyrektor staraja sie lawirować, bo przecież poezja współczesna to grząski i niebezpieczny teren, który pochłonie dyrektora. Dziewczyna przypadkowo a raczej nieprzypadkowo poznaje młodego mężczyznę, który obronił ją przed napaścią zbirów w ruinach, ale choć początkowo wydaje się księciem z bajki to okazuje się UB-ekiem. Wafekcie Sabina go zabija, a mama (przedwojenna aptekarka) rozpuszcza go w kwasie solnym. W tle przewija się babka, która niby nic nie wie, a wie wszystko. Jest także brak, który właściwie zapija się z żalu nad sobą, bo maluje socrealistyczne obrazki. W międzyczasie spotykamy Sabinę już jako staruszkę czkającą na przylot swojego syna ze Stanów, który tam mieszka i pracuje. W końcu ląduje i okazuje się, że przyjeżdża ze swoim partnerem i oglądają współczesną Warszawę.

Pomimo, że Bart przedstawia nam jedynie szkic, to jest on pełen symboliki, która może być różnie interpretowana. W czasie spotkania klubowego rozmawialiśmy o nich dość długo i doszliśmy do wniosku, że to jest znak rozpoznawczy Barta. A oto kilka z nich:
- pozbycie się szczątek UB-eka w wykopie Pałacu Kultury
- "lady Liberty" na rewersie złotej monety jako ostatni element utraconej wolności
- Polki jako te które są silniejsze od mężczyzn
- ciąża z UB-ekiem jako kara za zabicie
- zapalnie światełka na Wszystkich Świętych pomim, że go zamordowała i że był UB-ekiem
- zabranie przez UB dyrektora, jako strata tych porządnych

Ciekawym elementem w książce, bo nadającym ton postaciom, były zdjęcia z filmu z Anną Polony jako babcią, Krystyną Jandą jako matką i Agatą Buzek jako Sabiną. Wiem, że były nadzieje iż ten film będzie nominowany do tegorocznego Oskara w kategorii filmów zagranicznych, ale tam sobie myślę, że nie było to możliwe, bo za wiele tam odniesień historycznych czytelnych właściwie tylko dla Polaków.

Podsumowując, wrzuciłam tą książkę w kategorię rekomendowanych, choć nie jest to moim zdaniem najlepsza książka tego autora.

Etykiety:

piątek, 12 lutego 2010

Projekt Nobliści - Pearl Buck "Łaskawa ziemia", czyli "The Good Earth"

Zostałam zaproszona do uczestnictwa w Projekcie Nobliści i choć minęło sporo czasu, to jednak udało mi się dołożyć moją cegiełkę w tym wyzwaniu i zamieściłam mój pierwszy wpis o książce Pearl Buck "Łaskawa ziemia", którą przeczytałam jakiś czas temu.

środa, 10 lutego 2010

"Picture at a revolution" Mark Harris

O tej książce po raz pierwszy wspomniałam w moim poście sprzed jakiegoś czasu... czyli 21 paździenika 2009. Napisanie wspisu zajęło trochę, ale oto proszę poniżej jest wreszcie gotowy.

Przyciągająca oko okładka to połowa sukcesu książki! Tak właśnie stało się z „Picture at a revolution” Marka Harrisa. Zobaczyłam okładkę ze zdjęciem z filmu „Bonnie and Clyde”, czyli z Fay Danaway i Warren’em Beatty i sięgnęłam po nią natychmiast. Pierwszy akapit wprowadzenia dokładnie określał temat książki (warte odnotowania dla tych co wysyłają swoje dzieła do wydawców!), czyli branża filmowa w latach 60-tych... i już książki nie odłożyłam.

Nie wiem co jest w tych latach 60-tych, ale mnie one fascynują czy to w formie książek czy filmów dokumentalnych czy nawet seriali. Do tego jest jeszcze 40 rocznica Woodstock, więc dużo informacji o tym czasie w historii cywilizacji Zachodniej można napotkać wokoło,ale wróćmy do książki...

Harris nie zajął się całą dekadą, ale skoncentrował wokół 5 filmów nominowanych do Oscara w roku 1967. Były to „Bonnie i Clyde”, „Absolwent”, „Zgadnij, kto przyjdzie na obiad”, „W upalną noc” i „Dr. Dolittle”. Opisał w niej głównych graczy ówczesnego przemysłu filmowego, strukturę zależności między studiami, radami cenzorskimi, aktorami, operatorami, reżyserami oraz ich kariery, determinację w osiągniu celu, a także zachodzące zmiany ekonomiczne i społeczne tamtych czasów.

Zajął się tymi pięcioma filmami nominowanymi do Oscara w roku 1967 z kilku powodów:
- te filmy zaczęły powstawać na początku dekady kiedy zmiany się rozpoczęły i są ich odzwierciedleniem;
- zajmowały się kwestiami współczesnymi, a więc bliskimi odbiorcom co nigdy nie jest łatwe do przedstawienia;
- są znacznikiem zmian zależności oraz władzy w przemyśle filmowym, czyli każdy aktor może zmienić się w producenta, a mało przystojny aktor stać się gwiazdorem;
- nowe pokolenie aktorów, bardzo odmienne od poprzedniego, wchodziło do gry, tak jak i nowe pokolenie.
Po prostu są one dobrym odzwierciedleniem swoich czasów.

Książka choć jest najeżona faktami (ile znaczników wstawiłam w trakcie czytania można zobaczyć tutaj) , nie jest trudna do czytania, a wręcz przeciwnie. Przeplatające się wątki dotyczące różnych filmów dają poczucie różnorodności, ale i wizji całości tamtych czasów. Do tego język używany przez Harrisa dosadnie nakreśla sytuacje:

„... That winter, the question of who was going to win had taken on more urgency than usual. Not who was going to win the Oscars, which would shortly be decided by the usual blend of caprice and conviction, but who was going to win ownership of the whole enterprise of contemporary moviemaking. The Best Picture lineup was more than diverse; it was almost self-contradictory. Half of the nominees seemed to be sneering at the other half: The father-knows-best values of “Guess Who’s Coming to Dinner” were wittily trashed by “The Graduate”; the hands-joined-in-brotherhood hopes expressed by “In the Heat of the Night” had little in common with the middle finger of insurrection extended by “Bonnie and Clyde”.

“… What was an American film supposed to be? The men running the movie business used to have the answer; now, it has slipped just beyond their reach, and they couldn’t understand who they had lost sight of it. In the last year, the rule book seemed to have been tossed out. Warren Beatty, who looked like a movie star, had become a producer. Dustin Hoffman, who looked like a producer, had become a movie star. And Sidney Poitier, who looked like no other movie star had ever looked, had become the biggest box office attraction in an industry that still had no idea what to do with, or about , his popularity.”

Harris nakreśla ścieżki powstawania każdego z pięciu filmów, które stały się synonimem zmian w Hollywood, choć każdy z nich miał inny wpływ:

- „Bonnie i Clyde” było pierwszym filmem wyprodukowanym przez producenta spoza studia i używającego tylko ich finanowania, czyli przez Warrena Beatty. Przekroczył on linię aktor producent i odniósł sukces. Jest to także film wpisujący się w ówczesną atmosferę rebelii wobec starych wartości i ucieczki od przewidywalności.

- „Absolwent” był obrazem ambiwalentnym jak ówczesne czasy, mówiącym o kryzysie wartości pokolenia wojny w oczach ich dzieci, czyli „baby boomers”. Był to też film bez głośnego i filmowo przystojnego aktora, czyli takiego z którym utożsamiać się może większość młodego pokolenia. Film ten stał się także sukcesem kasowym.

- „Zgadnij kto przychodzi na obiad” to film o kotrowersji związków międzyrasowych. Zagrali tu po raz ostatni razem, Tracy i Hepburn. Sydney Poitier był wtedy już najlepiej zarabiającym czarnym aktorem, który nareszcie mógł być mężczyzną seksualnym a nie tylko dodatkiem. Film był jak na tamte czasy kontrowersyjny na tyle, że Ameryka nie mogła pozostać obojętna i ten film także odniósł sukces.

- „W upalną noc” to kolejny film o różnokolorowej Ameryce, gdzie nagle biały musi współpracować z czarnym i okazuje się, że nie tylko jest to możliwe, ale i potrzebne, by na sam koniec odkryć jak wiele mają wspólnego. Był to film gdzie po raz pierwszy pokazano scenę kiedy Czarny spoliczkowany przez Białego po prostu mu oddaje i policjant nic z tym nie robi, a były to lata 60-te. Film ten także odniósł sukces kasowy.

- „Dr. Dolittle” czyli jedyny film wyprodukowany w ramach starego systemu i według starego pomysłu, czyli dużo pieniędzy, dużo piosenek i bardzo długi film, ale niestety to już nie działało i film padł.

To co charakterystyczne dla każego z tych filmów to długa i wyczerpująca walka o powstanie każdego z nich. Zakręty w karierze ich realizatorów. Odwaga w przekraczaniu tzw. „nieprzekraczalnych” granic. Podejmowania się rzeczy, których nigdy wcześniej się nie robilo. I ciągła walka o dokończenie projektów. Znajdowanie rozwiązań problemów pojawiających się na każdym kroku. Dla dopełnienia obrazu Harris nie omieszkał także przedstawić zależności i podziału władzy w latach 60-tych, a ten podział trwał niezmiennie od 30-tu lat i coraz bardziej uwierał. Był to triumwirat pomiędzy studiami filmowymi z jednej strony, organizacjami religijnymi jak Narodowe Biuro Katolockie ds. Filmów czy Komitet Episkopanly ds. Filmów z drugiej strony oraz z trzeciej rad cenzorów, których standardy były zróżnicowane w zależności od miasta i stanu, choć i tak nad nimi pieczę sprawowała policja. Ten trumwirat powodował, że robienie filmów dotyczących współczennych problemów i społeczeństwa było akrobacją na linie.



Język Harrisa jest wartki, ale zawiera wystarczająco dużo szczegółów nieznanych dla osoby spoza przemysłu filmowego pomieszanych z analizą tła społecznego, by obraz był ciekawy a i zawarte w nim smaczki można było zrozumieć.

Jednym słowem jest to książka warta przeczytania i gorąco ją polecam!




Etykiety:

"Prowadź swój pług przez kości umarłych" Olga Tokarczuk - 10 kwietnia 2010

Olgi Tokarczuk przedstawiać nie trzeba, a i mojej sympatii dla jej książek także. Dlatego na kwietniowe spotkanie wybrałam jej najnowszy utwór.

Znalazłam także recenzje Prowincjonalnej nauczycielki na stronie Merlina.
Janina Duszejko jest schorowaną starszą panią mieszkającą w Kotlinie Kłodzkiej, w otoczeniu lasów i domów opustoszałych po sezonie wakacyjnym. Niegdysiejsza inżynier mostów, dziś dogląda domów letników, uczy angielskiego w wiejskiej szkole i broni Zwierząt. Ma też pasję, a właściwie Przekonanie, że wszystek ludzki los, los świata, został zapisany w gwiazdach. Janina Duszejko przez okolicznych mieszkańców jest traktowana jak nawiedzone, stare babsko, które czepia się polowań - wspaniałego męskiego sportu, owładnięta jest hysiem na punkcie horoskopów i ogólnie rzecz ujmując - umysł jej szwankuje. Olga Tokarczuk napisała książkę portretując w osobie pani Duszejko wszystkich tych, którzy uważają, że zwierząt nie należy traktować jak rzeczy, którzy wzdragają się przed jedzeniem mięsa, którzy szanują inne niż ludzki gatunek i dają temu wyraz w swoim życiu. Ludzi, na których inni patrzą jak na owładniętych jakąś dziwną odmianą histerii, ocierającą się nieomal o sekciarstwo. Książka - kryminał przecież - z należną kryminałowi zagadką tajemniczych zgonów okolicznych myśliwych, jest tylko z pozoru łatwą lekturą. Autorka próbuje potrząsnąć czytelnikami, próbuje przeciwstawić się naszemu zadufanemu w sobie, antropocentrycznemu postrzeganiu Istnienia. Nie znam twórczości ani poglądów Pani Tokarczuk na tyle, by wiedzieć, czy "Prowadź swój pług..." jest wypełnieniem jej przekonań, czy przypadkowo wybraną ścieżką literacką. Jakkolwiek jest - ów thriller moralny zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. Lektura zmusiła mnie do zastanowienia się nad moimi motywacjami, zdeterminowaniem, nad postrzeganiem Zwierząt. W Janinie Duszejko ujrzałam trochę siebie.

A oto opis produktu z Merlin.pl
"Nowa powieść Olgi Tokarczuk! Thriller moralny, który do ostatniej strony trzyma w napięciu. Akcja rozgrywa się w Kotlinie Kłodzkiej. Główną bohaterką jest Janina Duszejko - kiedyś inżynier mostów, dziś wiejska nauczycielka angielskiego, geografii i dozorczyni domów letniskowych. Jej pasją jest astrologia, a wielką miłością wszelkie zwierzęta. Gdy dzieje im się krzywda, Janina upomina się o szacunek dla zwierząt, przestrzega przed bezmyślnym niszczeniem przyrody, donosi nawet na policję, ale nikt się nie przejmuje kobietą, która uważa, że świat jest odbiciem tego, co zapisane w gwiazdach, a w wolnych chwilach czyta Williama Blake?a, którego właśnie tłumaczy jej przyjaciel. Pewnego dnia dowiaduje się o śmierci sąsiada kłusownika ? mordercy saren, potem o następnej ofierze?Seria mniej lub bardziej niewytłumaczalnych zgonów rośnie, a na śniegu nie ma innych śladów jak tylko zwierzęce... Janina próbuje zbadać sprawę własnymi metodami. Ma własną teorię na temat motywu i sprawcy, ale policja ignoruje ją, traktując jak nieszkodliwą dziwaczkę. Ona jednak wie więcej niż wszyscy, bo potrafi czytać w gwiazdach, jak w otwartej księdze?o autorze Olga Tokarczuk ? jedna z najpopularniejszych i poczytniejszych polskich pisarek, laureatka wielu prestiżowych nagród, w tym nagrody Nike 2008 (za Biegunów). Ponad 170 tys. egzemplarzy jej książek sprzedanych przez Wydawnictwo Literackie, w tym ponad 74 tys. poprzedniej powieści Bieguni! Należy do jednych z najczęściej tłumaczonych polskich pisarzy. Prawa do tłumaczenia jej książek, których sprzedażą zajmuje się Wydawnictwo Literackie, zostały sprzedane już do ponad dwudziestu krajów."

Etykiety:

"Uwikłanie" Zygmunt Miłoszewski - 6 marca 2010

Kolejna książka jest z trochę innej beczki, bo to kryminał. Dawno nie czytałam czegoś lżejszego... więc postanowiłam trochę zmienić ton.

Zygmunt Miłoszewski to uznany autor kryminałów, który właśnie za "Uwikłanie" nagrodzony został w 2007 Nagrodą Wielkiego Kalibru w kategorii powieści kryminalnej i sensacyjnej. Jerzy Pilch uznał ją za doskonały wpółczesny kryminał w swojej recenzji.

A oto opis produktu z Merlin.pl
Teodora Szackiego, warszawski prokurator, łatwo rozpoznać na miejscu zbrodni. Wysoki, szczupły, w zbyt dobrym jak na urzędnika garniturze, o młodej twarzy, z którą kontrastują zupełnie siwe włosy. Stoi trochę z boku, wściekły, że znów kogoś zamordowano po siedemnastej, dokonując zamachu na jego poukładane życie rodzinne lub - zależnie od dnia- przeszkadzając mu w nieudolnym flircie, który może to poukładane życie doszczętnie zburzyć. W chłodną niedzielę 5 czerwca 2005 roku Szacki rozpoczyna nowe śledztwo. W klasztorze,w centrum miasta, zamordowano jednego z uczestników niekonwencjonalnej terapii grupowej, w czasie której pacjenci wcielali się w role swoich bliskich. Przypadkowe zabójstwo podczas włamania? Taka jest oficjalna wersja, gdyż Szackiemu trudno uwierzyć w hipotezę, że sprawcą zbrodni jest któryś z uczestników terapii. A jeśli tak, to dlaczego? Czy motywu należy szukać w nich samych, czy w osobach, które odgrywali podczas terapii? Każde przesłuchanie dostarcza informacji jeszcze bardziej wikłających sprawę. Prokurator ma nadzieję, że dokładne zbadanie przeszłości denata - osoby pozornie nieciekawej i bezbarwnej - pozwoli wykryć przyczynę zabójstwa i znaleźć sprawcę. Są jednak tajemnice, których nie odkrywa się bezkarnie - rodzinne tajemnice strzeżone przez siły potężniejsze niż rodzina.

Etykiety:

niedziela, 7 lutego 2010

Projekt Nobliści, czyli nowe wyzwanie czytelnicze!

Jakiś czas temu zostałam zaproszona do udziału w Projekcie Nobliści. Bardzo dziękuje i mam nadzieję wnieść ciekawe recenzje do dyskusji.

A oto cała moja lista Noblistów już przeczytanych i niestety nie wygląda to imponująco... ale to raczej motywuje niż martwi:
1905 Henryk Sienkiewicz (Polska) "W pustini i Puszczy" "Ogniem i mieczem" "Potop"
1920 Knut Hamsun (Norwegia) "Błogosławieństwo ziemi", "Głód", "Pan"
1924 Władysław Reymont (Polska) "Chłopi"
1938 Pearl S. Buck (USA) "Łaskawa ziemia"
1998 José Saramago (Portugalia) "Baltazar i Blimunda"
Mam nadzieję, że wkrótce dodam kolejnych do tej listy...

sobota, 6 lutego 2010

"The Deportees" Roddy Doyle

"The Deportees" Roddy Doyle to kolejna książka, która znalazłam na sławetnym już stole z książkami polecanymi przez bibliotekarzy. Na tylniej okładce znalazłam taka opinię (w luźnym tłumaczeniu) "Roddy Doyle zdobył oddanych fanów wśród tych doceniających jego podskórny/ukryty chumor, uważne ucho do dialogów i głeboko ludzki portret współczesnej Irlandii", więc co mogłam zrobić?! Wypożyczyłam i nie zawiodłam się!

Już w słowie wstępnym było coś ciekawego, uwodzącego. Pisze w nim, że zbiór tych opowiadań powstał na początku XXI wieku po napisaniu i wydaniu kilku powieści. Było to też tuż po przełomowych latach 90-tych kiedy tyle rzeczy zmieniało się w Irlandii: powstały nowe miejsca pracy; wchodzili do Unii Europejskiej; była energia w powietrzu i nie istniało pojęcie bezrobotnego, a ludzie mieli nagle znacznie więcej pieniędzy.

Ale jak one dokładnie powstały to historia sama w sobie. Opowiadania zaczął pisać w krótkich odcinkach po 800 słów dla miesięcznika (obecnie tygodnika) wielonarodowego Metro Eireann. Napisał dla nich 8 opowiadań, które powstały w podrozdziałach przekazywanych w miesięcznych odstępach czasu. Wysyłając je do redaktora nie miał pojęcia w którą stronę bohaterowie podążą, więc uznał to za świetną pisarską przygodę . Wszystkie mają tylko jeden element wspólny - jeden z bohaterów, rodowity Irlandczyk poznaje kogoś kto przyjechał to tego kraju by w nim żyć, pracować i zakorzenić się i tenże tubylec nagle musi skonfrontować się z obcym. Z tego właśnie powodu zaintrygowały mnie te opowiadania, bo Polacy mieszkający w Polsce są właśnie w takiej sytuacji.

Tak jak wspomniałam jest to zbór 8 opowiadań:
1. "Guess who is coming to dinner". Tytuł żywcem wzięty z filmu z lat 60-tych z Kathrine Hepburn i Spencerem Tracy. Nie jest to przypadkowe, bo temat opowiadania jest taki sam, czyli ojciec goszczący czarnego przyjaciela jednej z córek. Musi zastanowić się co ma powiedzieć, żeby nie wyjść na rasitę a na człowieka nowoczesnego. Musi uważać na to co i jak będzie mówił przy obiedzie. Bardzo zależy mu by dobrze wypaść, bo bardzo kocha swoje trzy córki, które wnoszą tyle życia w jego życie - "Larry Linnane uwielbiał mieć córki. Miał wielką z nich pociechę i wiele radochy." Gdy przyprowadzony zostaje na obiad przyjaciel, stara się bardzo by na sam koniec zostać zaskoczonym, że to nie chłopak jego córki tylko przyjaciel... i by spytać go o nazwę wody kolońskiej, bo jego paniom bardzo się podobała.
2. "The Deportees". Ten tytuł to nazwa zespołu złożonego  większości z immigrantów, których połączyła muzyka i pomimo tego, że pochodzą z Rumunii, USA, Afryki moga się porozumieć i razem pracować. Jest w tym opowiadaniu także element horroru, kiedy Irlandczyk zbierający tą grupę otrzymuje pogróżki przez telefon.
3. "New Boy".  Ta historia opowiedziana jest z punktu widzenia dziecka w nowej szkole, w nowym kraju. Niby nic, ale ... to co widział i przeżył zanim się tu znalazł jest kolejnym horrorem, którego na szczęście większość Europejczyków nigdy nie przeżyje.
4. "57% Irish", czyli komedia o próbie zdefiniowana co oznacza być Irlandczykiem... tego nie jestem w stanie przekazać, bo jest tak śmieszne i oparte na szybkich, celnych dialogach. A przede wszystkim o głupocie poszukiwania takiej definicji... w efekcie jakieś 800 000 immigrantów przeszło tenże "naukowy" test i otrzymało obywatelstwo.
5. "Czarny kaptur". To jest coś co może powstać jedynie w umyśle idealistyczne, nie wspominająć już że także zajochanego nastolatka, który zgadza się wziąć udział w dowiedzeniu stereotypizacji podejrzenych przez ochronę sklepów i policję. W społeczeństwach wielonarodowych jest to nagminny problem, ale też jedynym jego rozwiązaniem jest przeciwstawienie się mu przez wyciągnięcie go nawierzch i nazwanie po imieniu... tak jak to zrobił główny bohater - zakochany nastolatek stanął w obronie swojej dziewczyny.
6. "Wózek". Ten mały horror jest horrorem wyimaginowanym tylko pozornie, bo jest wyrazem tęsknoty imigrantów do tego by mieć równe prawa i szanse na pracę. Jest też wyrazem tęsknoty za swoimi, których musieli pozostawić w kraju, by zarobić na obczyźnie. Jest to coś czego chyba nie da się zrozumieć bez doświadczenia tego na sobie. O tym jak łatwo zatracić się i o braku wsparcia.
7. "Home to Harlem". To jest już zupełnie inne opowiadanie, bo o czarnym Irlandczyku tak odstającym od homogenicznego społeczeństwa, że rodzinna historia o babci, która spędziła jedną noc z czarnym Amerykańskim żołnierzem staje się pretekstem do wyjazdu do Nowego Jorku by go odnaleźć. Jednak dziadek się nie odnajduje, ale bohater ma w końcu poczucie, że musi znaleźć to co Murzyni znaleźli w The Harlem Renaissance zadając pytanie "Who the Fuck Are We?"
8. "I Understand". To ostatnie opowiadanie jest o powiedzeniu "dosyć" i walczeniu o siebie i swoje prawo do życia przez nielegalnego immigranta, który unika bycia wykorzystanym do przewozu narkotyków przez gangi. Jest też o braku zrozumienia przez tubylców, iż nie najlepsza znajomość języka powoduje iż obcokrajowiec stara się przez grzeczność zachować godność i bezpieczny dystans, ale nie oznacza to słabości.

Jest to ten typ książki, który pomimo odnoszenia się do jednej narodowści, tak na prawdę odnosi się do nas wszystkich. To co Irlandczycy odczuli ponad 10 lat temu, my dopiero zaczynamy odczuwać...

Dlatego gorąco polecam!

Etykiety: